środa, 2 lipca 2014

Nienawidzę kończenia studiów, no nienawidzę...

Kończenie studiów jest jak spaghetti. Ciągnie się i ciągnie, a końca nie widać. Musisz to wszystko jakoś przełknąć, a sama ta czynność (wbrew wszystkiemu co myślę o makaronie) do najprzyjemniejszych nie należy.
źródło
Główną zaletą i wadą studiów filolo jest fakt, że sesja tak naprawdę trwa już od maja. Mniejsze nagromadzenie egzaminów w czerwcu rodzi okazję do wyspania się. Tak, filolodzy i filolożki sypiają w czasie sesji. Jeśli i Ty w tym momencie wywracasz oczami i myślisz "Oh, wow, lovely, ja siedzę cały czerwiec dzień i noc" to muszę Cię wyprowadzić z błędu i to podwójnie. Ty siedzisz cały czerwiec, niedoszły filolog siedzi już od maja. Bo kolokwia we wcześniejszych miesiącach to swoista rozrywka, dla sportu wkuwasz 200 słówek w jeden dzień, no bo co to jest? NIC! Nie o takich rzeczach już Internety słyszały. I cóż możesz rzec? Tylko jedno, głębokie eh

Nie żałuję wyboru, którego dokonałam. Wiem, że filologia była jedną z tych dróg, którymi zawsze chciałam kroczyć. Nie wiem czy drugi raz wybrałabym właśnie to miejsce i to miasto, ale jestem niemal pewna, że znowu wylądowałabym na filologii. Bo to swoista szkoła życia. Siedząc trzy lata na połowie przedmiotów, których sensu istnienia do dzisiaj nie pojmuję tak naprawdę zdążyłam wyćwiczyć też cierpliwość. Cierpliwość, gdy 5 minut jest jak pięć lat. Pięć długich lat. 

Filologia otworzyła mi pewną ważną drogę: dała mi solidne obycie z językiem, personalnie chyba zyskałam najwięcej na słowie pisanym. Nie mam teraz na myśli własnych takich czy innych kompetencji językowych, za to widzę przed sobą stosy książek, z którymi użerałam się przez ostatnie trzy lata. Na trzecim roku niemal zaczęłam mieszkać w bibliotece mojego wydziału, jeszcze trochę i pewnie jakieś łóżko by mi ufundowali. Gdyby tylko pozwalano niektóre egzemplarze książek zabierać do domu to pewnie trzeba by było po mnie tirem przyjeżdżać. Pamiętam, jak nie tak dawno użerałam się z pracą semestralną do pewnego przemiłego (i bardzo kompetentnego) prowadzącego seminarium. Kiedy na stole przede mną zaistniało 7 książek grubszych niż wszystkie inne jakie do tej pory miałam w rękach to wymiękłam. Naprawdę wymiękłam. 
źródło
Seminarium zaliczyłam. Tyle dobrze. Trzy lata życia zamknęłam w trzech pudełkach z Ikei, tych za niecałe dwa złote, bo po co przepłacać. Wepchnęłam do szafy i tak już zostawiłam. 

W tym miejscu nie napiszę, że czuję się spełniona. Tak naprawdę nie wiem, czy z moich ust kiedykolwiek padnie to zdanie.  Nigdy nie spocznę na laurach, bo nigdy nie jest tak żeby nie mogło być lepiej. Zawsze wymagam od siebie więcej. I więcej. Więcej, aż do utraty tchu.

2 komentarze:

  1. Pisałam maturę w tym roku, ale na studia teraz się nie wybieram. Jednak podobnie, jak Ty, zawsze najbardziej ciągnęło mnie na filologię :) Hiszpańską i duńską. Ciekawa jestem, czy wybiorę coś z tego za rok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo to ciekawe filolo :) daj znać co wybrałaś ;)

      Usuń

Miło mi, że poświęciłaś/eś czas na zostawienie komentarza. Komentujących zawsze odwiedzam, więc nie spamuj :) możesz się oczywiście ze mną nie zgadzać, ale jeśli już chcesz krytykować to konstruktywnie. Nie hejtuj bez podania uzasadnienia dla swojej opinii.

pytania? napisz do mnie:
jasminowamgla@gmail.com