piątek, 11 września 2015

O Twojej przyszłej uczelni - satyrycznie.

Pewnego pięknego dnia nachodzi Cię myśl, by wreszcie zacząć buszować w necie w poszukiwaniu wymarzonego kierunku studiów. Rozpoczynasz proces przekopywania się przez setki ociekających lukrem stron, gdzie każda kolejna jest jest bardziej idealna niż poprzednia. No i nie wiesz co zrobić, bo wszystko wydaje się piękne. Niestety nie zawsze jest takie piękne ;) 
Na samym początku myślisz, że studia będą czystą sielanką. Że może pozdajesz w pierwszych terminach wszystko co się da i ze średnią 5,01 będziesz swoim własnym mistrzem. Rzeczywistość jednak szybko potrafi weryfikować ten scenariusz. 

Składasz podanie na studia, bo oferta jest interesująca. Opis brzmi dobrze, wszystko miło, ładnie i tak urzeczony jesteś aż do dnia w którym przyjeżdżasz do sekretariatu z wnioskiem. Wita Cię budynek z lat 80, którego stare, drewniane, skrzypiące schody potrafią w późniejszym czasie przyprawić o palpitacje serca (Ej, schody skrzypią, on już idzie, ale ma minę, pewnie nie zdam!). Windy nie uświadczysz, a nawet gdyby to znając życie i to konkretne otoczenie bałbyś się do niej wsiąść... 

Lampy Ci nie odpowiadają i właściwie to nic nie widzisz. Znaczków na drzwiach toalet nie ma. Do toalety idziesz więc na czuja, która męska, która damska to wiesz tylko z przekazywanych ustnie tradycji. Automatów z kawą na horyzoncie nie widać, choć od dawna je obiecywano. Siedzisz w ścisku przy 30 stopniach i nawet okna nie da się otworzyć, bo dla bezpieczeństwa wymontowano klamkę. Ech, życie. Sala malutka, sala duszniutka. Myślisz naiwnie, że przerwę między zajęciami spędzisz w bibliotece, a tu klops! W godzinach otwarcia biblioteki Pani Bibliotekarka siedzi w środku zamknięta. I koniec, pocałowałeś klamkę. Kawy nie ma, biblioteki też jakby nie było to chociaż na spacer możesz iść, uprzednio schodząc po tych mrocznych, skrzypiących schodach.

No i po tych dosłownych schodach oraz całej reszcie zaczynają się inne schody. Co z tymi ludźmi? Połowa ma w nosie, że chcesz coś ustalić dla dobra całości i powtarza słynne "mamy czas". Druga połowa krytykuje każdy podrzucony pomysł, w sumie chyba tylko dla idei krytyki. Trzecia połowa... a nie, czekaj, są dwie połowy i tylko dwie opcje. Albo krytyka albo głębokie poważanie.*

Właściwie nie ma czegoś takiego jak zgranie całości, albo inaczej - rzadko się zdarza. I choćby ktoś miał ambicje to na niemal 99% prędzej czy później i tak będzie zmęczony gonitwą trudno powiedzieć za czym i po co no i w konsekwencji będzie wyglądał jak zbawienia tego pięknego dnia, gdy w ręku pojawi się dyplom. Chwila, chwila, nie rozpędzaj się jednak - wiesz dobrze, że na każdą osobę są limity otrzymywanych materiałów na uczelni. Resztę to ja Ci kopsnę z załącznikiem na maila, sam sobie wydrukujesz... 

Nic nie widzisz, nic nie słyszysz, niczego nie wiesz. Ciemny jesteś, no. A jeśli uczelnia się przeprowadzi to na pewno nie wcześniej aniżeli przed końcem Twoich studiów. 

*Dobra, dobra, przesadziłam - w tym całym padole łez spotykasz kilka osób z którymi się dogadujesz i macie kontakt przez długie lata. Tylko z naciskiem na kilka ;) 

P.s przedstawiona powyżej wizja jest oczywiście wizją fikcyjną, która powstała jako odpowiedź na sprzeczne wyobrażenia przyszłych studentów (będzie super vs. będzie beznadziejnie). Co wcale nie wyklucza istnienia takich miejsc! ;)

Pozdrawiam :)

2 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że czytałam post z otwartą buzią i niedowierzaniem. Na szczęście "wizja fikcyjna" mnie uspokoiła, a nawet rozbawiła ;) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że poświęciłaś/eś czas na zostawienie komentarza. Komentujących zawsze odwiedzam, więc nie spamuj :) możesz się oczywiście ze mną nie zgadzać, ale jeśli już chcesz krytykować to konstruktywnie. Nie hejtuj bez podania uzasadnienia dla swojej opinii.

pytania? napisz do mnie:
jasminowamgla@gmail.com