niedziela, 25 października 2015

Licencjat, magisterka... ale z dwóch różnych kierunków? Co ja o tym sądzę

Nie ukrywam, że to miejsce docelowo powstało również po to, by dać upust moim refleksjom (i zapędom dziennikarskim). Dziś chcę się zająć tematem, który znam z praktyki - czy warto wybrać się na magisterkę inną niż licencjat?
Na początku napiszę wprost - mimo moich wielkich nadziei i planów w ubiegłych latach, po zakończeniu filologicznego licencjatu nie wyobrażałam sobie kontynuacji filologii na magisterce. Powodów jest wiele. 

Po pierwsze, mam naprawdę dużo zainteresowań. Poświęcenie się filologii byłoby pójściem w tę konkretną, jedną stronę. Owszem, miałabym zapewne większą wiedzę filologiczną (no za coś ten papier dają, nie?), ale reszta moich zainteresowań leżałaby odłogiem, a nie oszukujmy się, samemu jest się ciężko zmotywować do nauki czegokolwiek, nawet jeśli bardzo nas coś interesuje to zawsze znajdzie się jakaś prozaiczna wymówka. A mnie jednak interesuje zbyt wiele rzeczy, by pójść znowu w tę samą stronę.

Po drugie... Filologia nie do końca pasowała do mojej osobowości i do mnie. I w tym miejscu postawię kropkę, bo nie chcę wynurzać prywatnych zwierzeń. Po prostu to ten etap, który jest już za mną. 

MOJE OBAWY
Czy dam sobie radę? Czy dam sobie radę skoro inni skończyli już trzy lata? A jeśli trafię na przedmiot, który będzie kontynuacją czegoś, co już mieli na licencjacie? O ludzieoretyonitylewiedząajanic i te pe. 

STOPNIOWE ROZWIEWANIE MOICH WĄTPLIWOŚCI
Akt Pierwszy. Los USOSos. 
W USOSie dostrzegam plan zajęć. Orzekam, co nastąpiło:
przedmioty: sztuk 8. Jedne zajęcia na platformie online, siedem wykładów i jedne ćwiczenia. W związku z tym, że ćwiczenia i jeden z wykładów to niemal jedno i to samo, to czekało mnie osiem egzaminów. 

Akt Drugi. Prowadzący.
No dobra, tu mi buty spadły. Mało spotykam takich ludzi, którzy pozytywnie jarają się swoją dziedziną. Ba, z racji kierunku dopasowują się stajlem do studentów! :) i uśmiech na mojej twarzy potrafił wywołać nawet osobnik lat 55+ radośnie trąbiący o coraz to nowych modelach Ajfonów. Ou yeah.

Akt Trzeci czyli proza życia uczelnianego. 
Tam wszystko zaczyna się od początku. Tłumaczenie, co i gdzie w USOSie jak do dzieciaków. (Serio, serio, na mojej poprzedniej uczelni nie dowiedziałam się tyle o Usosku w ciągu kilku lat, co tutaj w ciągu kilku minut). Ogólnie tragedii nie ma. Wiadomo, że z organizacją, sekretariatem i wszystkim innym bywają problemy, ale bez przesady. Jest jak wszędzie. 

Punkt kulminacyjny: Co z tymi studiami?
Otóż jestem miło zaskoczona. Poszłam na studia, o których pierwszym stopniu nie mam bladego pojęcia. Najbardziej bałam się, że większość wykładowców zdąży założyć, że mówi do ludzi, którzy są w temacie. Wykładowcy zaś, co prawda z nieukrywanym grymasem na twarzy, cały czas powtarzają, że niektóre rzeczy omawiamy i tak od początku, bo nie każdy zrobił pierwszy stopień studiów. 

Epilog?
W samych studiach jestem wręcz zakochana, a może to wynikać z dwóch faktów:
a) zajmuję się czymś, co znam od strony praktycznej bardzo dobrze :) 
b) mimo, że z łatwością mogłabym utonąć w morzu teorii to może dlatego jeszcze nie utonęłam, że te studia nie zdążyły mnie zmęczyć na licencjacie, bo licencjat mam po prostu z czego innego :D  

Inna specyfika studiów, ale nadal to jest human. Nie ma co płakać, że się nie da rady. Spinamy tyłek i jedziemy z tym koksem. Skończenie tej konkretnej kombinacji dwóch kierunków to moje ciche marzenie, a że połowa (licencjat) za mną, to muszę się wziąć za drugi kawałek marzenia czyli za magisterkę ;)

Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że bardzo ciężko było mi się przestawić na to, że non stop słyszę polski na zajęciach! ;) po kilku latach zajęć w obcym języku naprawdę bardzo trudno jest słuchać po prostu polskiego. Ja wiem jak to brzmi, ale chyba wolałabym, żeby mi wykładali po niemiecku niektóre przedmioty :D

Czy polecam?
Tak! Choćby z racji tego, że czasem mając dość słuchania jednego i tego samego przez trzy lata, tak naprawdę lądujemy na kierunku, który nas (jeszcze?) nie zmęczył. 

Do filologii mam sentyment i zawsze będę się czuła filolożką. (Lingwiści, wybaczcie, naprawdę lubię to jakże niepoprawne słowo). Wiem jednak, że czas na nową, choć wciąż humanistyczną ścieżkę :) 


Pozdrawiam :)

6 komentarzy:

  1. Ja nie miałam dużo czasu na pisanie pracy, dlatego postanowiłam że zlecę to profesjonalistom http://www.pisanie-prac.org.pl. Miałam dużo pracy na studiach i nie mogłam pogodzić dwóch rzeczy na raz, dlatego zdecydowałam się na takie rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myślę, że warto jest rozpocząć podobną, ale niekoniecznie taką samą ścieżkę kształcenia na studiach magisterskich. Dzięki temu pozyskamy wiedzę z 2 tematów, a tak jak mówisz, ewentualne zaległości zawsze można nadrobić, zwłaszcza, że dużo tematów omawianych jest od podstaw.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli skończyliśmy pierwszy stopień studiów i wiemy, że nie do końca to chcemy robić w przyszłości, oczywiście możemy zdecydować się na inny kierunek studiów drugiego stopnia. Można też skończyć ten, w końcu to tylko 3-4 semestry, a tyle pracy już do tej pory włożyliśmy w naukę, że szkoda to zaprzepaścić, a później wybrać się na studia podyplomowe. Ma to wiele plusów, bo oferty na studiach podyplomowych są bardzo różnorodne, więc mamy spore pole manewru. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się wydaje że lepiej iść drogą licencjat (inżynier)-> magister -> studia podyplomowe http://www.wseiz.pl/pl/dla-kandydata/studia-podyplomowe . Z takim wykształceniem o pracę już trudno nie będzie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie napisane. Warto było tutaj zajrzeć

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że poświęciłaś/eś czas na zostawienie komentarza. Komentujących zawsze odwiedzam, więc nie spamuj :) możesz się oczywiście ze mną nie zgadzać, ale jeśli już chcesz krytykować to konstruktywnie. Nie hejtuj bez podania uzasadnienia dla swojej opinii.

pytania? napisz do mnie:
jasminowamgla@gmail.com