Przyzwyczajona do reguł "Masz pytanie? Idź do sekretariatu lub szukaj odpowiedzi w necie" nigdy bym nie pomyślała, że jako studentka zaznam innego traktowania. Rzeczywiście, odwiedzanie sekretariatu było zdecydowanie ulubionym sportem nas, studentów. Niektóre jednostki płci żeńskiej były stałymi gośćmi dziekanatu, ale to już rzadko, wybitnie rzadko. Czasami wydaje mi się, że u nas jesteśmy traktowani po macoszemu. Co prawda przez trzy lata intensywnie wpajano nam, że Panie z naszego sekretariatu są i tak jednymi z najbardziej wyrozumiałych na całej uczelni. Cóż, wierzyłam. Z innymi, na szczęście (?), nie miałam kontaktu, ale mam za to inne porównanie. Zagraniczne.
U nas dopiero wchodzi system zasypywania wiadomościami wszelkich jednostek uczelnianych czy wykładowców. Nie każdy wykładowca odpisuje, niektórzy wolą skazać nas z góry na stanie w kilometrowych kolejkach i czekanie na Sprechstunde. Słyszałam kiedyś historię, że pewna osoba widząc właśnie owe kolejki przed swoim pokojem wyszła na zewnątrz i na kilka minut przed rozpoczęciem dyżuru powiesiła karteczkę z informacją, że konsultacje rozpoczną się godzinę później...
źródło |
Polska rzeczywistość bywa szara, i to bardzo. Jak wszyscy wiemy, złożenie jakiegokolwiek wniosku wiąże się z czekaniem. Czekaniem, aż USOS łaskawie wynik danej procedury pokaże. Czekaniem, aż my sami pójdziemy -enty raz do sekretariatu i dowiemy się, że uzyskaliśmy pożądaną rzecz. Poczekasz, to dowiesz. Żadnych maili, czasem nawet brak bezpośredniego zainteresowania ze strony jakiejkolwiek jednostki. A u naszych zachodnich sąsiadów? Mail przychodzi zawsze. Czasem masz wrażenie, że niemal nieustannie. Skrzynka mailowa powoli zaczyna być bombardowana, ale nie nic nie wnoszącymi mailami o jakichś tam ankietach, badaniach jakości czy czymś tam, o nie. Stamtąd dostajemy rzeczy istotne.
Podczas rekrutacji na niemiecką uczelnię wyraźnie widzę, że właśnie w Niemczech system komunikacji mailowej ze studentami działa wręcz perfekcyjnie. Są co najmniej trzy kwestie, w których skuteczności niemieckiej uczelni odmówić nie mogę. Na pierwszy plan wysuwa się poważne traktowanie studenta. Złożyłam wniosek w czwartek, przed północą. W piątek o 12.32 mój wniosek został rozpatrzony, a ja dostałam maila z informacją co, jak i gdzie. Mimo że przy składaniu jego z góry zapowiedziano mi, że rozpatrzenie nastąpi najprawdopodobniej w sierpniu, to załatwili moje sprawy w dwanaście godzin. Albo mniej, bo pewnie pracowali od 9. Można? Można! Gdyby u nas wszystko działało tak błyskawicznie...
Drugą ważną sprawą jest to, że strony internetowe są świetnie redagowane. Zawsze najnowsze wieści, jakieś FAQ i wszelkie potrzebne informacje. Tam da się znaleźć bardzo, bardzo wiele i nie jest to trudne. I trzecie, ostatnie, a jednak chyba najważniejsze: oni są zawsze chętni do pomocy. O co nie zapytasz, zawsze dostajesz odpowiedź. Odsyłają do konkretnych stron internetowych bądź też tłumaczą, jasno i powoli, do skutku. Nie musisz się męczyć, analizować, wszystko niemal podane na tacy. I pomyśleć, że w dotychczasowym życiu spotykałam osoby, które nie odpisywały mi na maila, ponieważ "Nie zasługujesz, bo tyle razy to tłumaczyliśmy". Jakże głupio brzmi teraz ten argument, nieprawdaż?...
Wniosków i obserwacji zapewne z czasem będzie więcej. Studiowanie w Niemczech nie jest dla nas tak nieosiągalne i niemal egzotyczne jak studiowanie w USA, o którym ciągle krążą stereotypy, że to kraina mlekiem i miodem płynąca. Nie mnie to oceniać, nie było mnie tam. Ten blog poświęcę swoim niemieckim obserwacjom. Czas, by ktoś do zebrał do kupy. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że poświęciłaś/eś czas na zostawienie komentarza. Komentujących zawsze odwiedzam, więc nie spamuj :) możesz się oczywiście ze mną nie zgadzać, ale jeśli już chcesz krytykować to konstruktywnie. Nie hejtuj bez podania uzasadnienia dla swojej opinii.
pytania? napisz do mnie:
jasminowamgla@gmail.com